środa, 28 lutego 2018

Z wizytą w browarze Brouwerij Troost Westergas w Amsterdamie

Pierwszym browarem rzemieślniczym, który miałem okazję odwiedzić w Amsterdamie był Brouwerij Troost Westergas. Na początku chciałbym nadmienić, że Brouwerij Troost posiada trzy lokalizacje w Amsterdamie. Ja wybrałem się do tej o nazwie Westergas, która mieści się przy Pazzanistraat 27.


Troost Westergas, to największy browar marki Troost. Jego roczne moce przerobowe to 7000 hektolitrów rocznie. Pozostałe dwa to: Brouwerij Troost De Pijp, gdzie warzone są niewielkie warki na potrzeby lokalu oraz Brouwerij Troost Oost, gdzie odbywa się 'barrelejdżing', a także destyluje się gin i burbon. W tym ostatnim są także tanki, które napełniane są piwem uwarzonym w Westergas. 

No właśnie, wróćmy do Westergas. Browar, pub i sklep zarazem, umiejscowione są w zabytkowym budynku. Zaraz po wejściu, dwie rzeczy rzucają się od razu w oczy. Po pierwsze - pełno ludzi, a po drugie - w środku jest ciemno. Zwróciłem na to od razu uwagę i wiedziałem, że z robieniem zdjęć, bez używania flesza, będzie niezwykle trudno. No i się nie pomyliłem. 



Browar odwiedziłem o dość późnej porze i niestety na miejscu nie było już nikogo, kto mógłby mnie oprowadzić po browarze. Mimo tej niedogodności, kilka fotografii przez szybę udało się zrobić. Co najciekawsze, to najlepszy widok na warzelnie i leżaki jest ... z okna męskiej ubikacji, zlokalizowanej przy antresoli. 




Tanki tankami, ale pewnie ciekawi jesteście, jak tam wyglądają sprawy związane z samym piwem. No, a tu jest bardzo ciekawie. Na kranach dostępne takie pozycje, jak Pilsner, Weizen, Honingblond, Session, Tripel, Bock oraz kojarzone z nową falą Smoked Porter, IPA, New England IPA, Ozzie Pale Ale oraz Milk Stout.


Ja na początek zamówiłem komplet sampli w postaci czterech piw New England IPA, IPA, Milk Stout I Smoked Porter. 


Dwa pierwsze dość mocno chmielowe, wyraziste aromatycznie i smakowo. Dobre, ale nie szałowe. 




Największe nadzieje wiązałem z dwoma ostatnimi piwami, czyli mlecznym stoutem i dymionym porterem. Czy oba piwa spełniły moje oczekiwania? No, nie do końca muszę przyznać. Oba były dobre, ale dla mnie za delikatne. Mają1c jeszcze na przełyku Man's Milk z Noble Ale Works, który niecałe dwa tygodnie wcześniej piłem w Anaheim, to co zaoferował Troost, było tylko delikatnym muśnięciem tamtego aromatu i smaku. Smoked Porter także ze smoked miał niezbyt dużo wspólnego. Czuć było delikatną wędzonkę, ale nie taką, jaką ja akurat lubię w piwach wędzonych. Nie było źle, ale top poziomu super daleko.



Największe wrażenie na mnie wywołało za to zupełnie inne piwo, które miałem okazję degustować po wypiciu próbek. Mowa tu o Ozzie Pale Ale, czyli delikatnym, ale jakże bogatym aromatycznie, esencjonalnym i przepysznym piwie. Piwo poprzez użycie słodu pszenicznego i płatków owsianych, daje nad wyraz delikatne odczucia w ustach. Piwo przewyborne i do picia litrami. Będąc w Amsterdamie, warto wpaść do Troost tylko na to piwo. 

Poza piwem, w Troost Westergas, można także rewelacyjnie zjeść. Hamburgery, steki, przysmaki kuchni meksykańskiej oraz inne smakowite przystawki, to znak rozpoznawczy Troost Westergas. Szczerze polecam Mexican Bowl, w skład której to potrawy wchodzą takie dobroci, jak ryż, czarna fasola, kukurydza, awokado, kolendra, limonka, papryczki chili, pieczone papryczki oraz pieczone bataty. Pokaźna i dosyć sycąca potrawa. Pyszny jest także hamburger The Italian. Ehh, znów zrobiłem się głodny.  

Podsumowując, moja wizyta w Brouwerij Troost Westergas była krótka, ale owocna. Spędziłem przyjemnie czas pijąc dobre piwo i delektując się smakowitą kuchnią. Wszystkim, którzy wybierają się do Amsterdamu na piwo, polecam to miejsce szczerze..

poniedziałek, 26 lutego 2018

Z wizytą w Heineken Experience w Amsterdamie

Na początku lutego, ponownie wybrałem się po zagranicę naszego kraju. Tym razem zawitałem do Holandii, kraju pachnącego serami, mieniącego się tulipanami, pełnego kanałów, nie telewizyjnych, drewnianych chodaków, zielonego od trawy, aczkolwiek nie tej znanej z łąk i pastwisk. Przez prawie tydzień, miałem sposobność poznania Amsterdamu oraz piwnego oblicza tego największego miasta Holandii. 

Pierwsze swoje kroki skierowałem ku jednej z największych atrakcji turystycznych Amsterdamu, czyli Heineken Experience. 



Heineken Experience znajduje się przy Stadhouderskade 78, właściwie w samym centrum Amsterdamu. W budynku starego, zabytkowego browaru mieści się obecnie multimedialne, interaktywne muzeum. Wszystko mieści się w budynku dawnego browaru, w którym jeszcze do roku 1991 warzono piwo. Wejściówka do muzeum kosztuje 18 euro, w tym zwiedzający ma zapewnioną degustację piwa Heineken w postaci dwóch dużych i jednej małej szklanki, tego jednego z najsłynniejszych na świecie piw.

Zaraz po wejściu do muzeum, dowiadujemy się że miejsce to otwarte jest na wszystkich, niezależnie od koloru skóry, wyznawanej religii oraz orientacji seksualnej, a także podziwiamy przyjemnie pomalowane ściany. 



Jako pierwsze, zwiedza się ekspozycję poświęconą historii browaru oraz rodzinie Heinekenów. Możemy się dzięki niej dowiedzieć, że Gerard Adriaan Heineken w 1864 roku, mając 22 lata nabył mały, lokalny browar Amsterdamu De Hooiberg. Po dziewięciu latach Gerard Heineken zmienił nazwę tegoż browaru na Heineken.



W salach poświęconych historii Heinekena, możemy dodatkowo podziwiać historię logo marki, dawne plakaty, butelki, naczynia do konsumpcji piwa, a także wiele innych fotografii i eksponatów. 





Następnym etapem ekskursji po zabytkowym browarze, jest wizyta w pomieszczeniu, gdzie gość jest informowany o składnikach z których robi się piwo. Tu mamy do czynienia już z pierwszymi sygnałami, jak mocno pracownicy Heineken Experience są 'szkoleni' i indoktrynowani przez swoich pracodawców. Dowiadujemy się, jak wielce unikalną jest receptura piwa Heineken, że niemożliwym jest spotkania podobnie unikalnego piwa w innym zakątku świata. Na pytanie o słody i chmiele, dostaje odpowiedź, że są to dane niejawne, które nie mogą być zdradzone, by konkurencja nie miała możliwości uwarzenia równie unikalnego piwa. Dowiedziałem się tylko, że używane są chmiele z Niemiec i Czech. 



Kolejny etap zwiedzania, to chyba najprzyjemniejsza część wycieczki po muzeum, czyli zabytkowa warzelnia. 









Każda z kadzi ma pojemność powyżej 400 hektolitrów. Niektóre zachowane są w swoim oryginalnym stanie, a wewnątrz innych możemy podziwiać prezentacje multimedialne. Wszystko robi niesamowite wrażenie. 

Następnie zwiedzający jest przeprowadzany przez stajnie browaru, gdzie dowiaduje się jak bardzo ważne w historii browaru były konie i jak wielki wpływ odegrały w temacie dystrybucji piwa Heineken.


Niestety, o zapachu siana i końskiej derki w tym miejscu możecie zapomnieć. Przemieszczamy się dalej, do najnowszej części muzeum, tej najbardziej multimedialnej. 


Tutaj możemy się poczuć, jakbyśmy byli wewnątrz kadzi zaciernej i warzelnej, do której najpierw wlewana jest woda, potem wsypywany jest słód, a w dalszym etapie chmiel i drożdże. Dźwięki i to co dzieje się nad naszym i głowami, wprawia w lekkie oszołomienie i ma się wrażenie, że za chwilę można stracić równowagę i upaść. Kolejny etap to ruchoma podłoga, gdzie poznajemy kolejne etapy produkcji piwa, czyli rozlew, wyszynk oraz inne rzeczy, które w nowoczesnym browarze Heineken się dzieją. Wybaczcie, ze względu na ciemność w pomieszczeniu i szybko przemieszczające się klatki prezentacji, nie udało mi się zrobić fajnych zdjęć. 


Po multimedialnym oszołomieniu goście zapraszani są na mała degustację piwa Heineken, w trakcie której każdy ze zwiedzających ma powiedzieć 'Proost!', czyli 'Na zdrowie!'.

To, co jednak mi zrobiło chyba największą przyjemność, to możliwość zakupienia butelki piwa Heineken z etykietą, na którj możemy wpisać cokolwiek, co znajdzie na niej właśnie. Jest specjalna aplikacja, która pozwala każdemu, kto oczywiście za to zapłaci ... 6,50 euro ... na zaprojektowanie właściwego napisu. Ja, jak pewnie sobie wyobrażacie, skorzystałem z możliwości i zaprojektowałem sobie etykietę z podpisem Browarnik Tomek. Widać to doskonale na poniższym zdjęciu.


Kolejnym etapem zwiedzania jest dawna fermentowania, gdzie możemy pośpiewać podczas karaoke ... na rowerach, sprawdzić się w fachowym nalewaniu piwa Heineken (mi wyszło 100%, czyli super), poznać historię mariażu piłkarskiej Ligi Mistrzów i marki Heineken, pograć w piłkarzyki, a także skorzystać z innych multimedialnych dobroci, na które ja akurat zbytnio nie miałem chęci. 



Zwiedzanie wieńczy wizyta w muzealnym pubie. 



Zaraz po zakupie biletu w kasie, każda osoba dostaje gumową opaskę na ręku, która zawiera dwa metalowe żetony, które właśnie podczas ostatniego etapu zwiedzania, czyli wizyty w pubie, można wymienić na dwa duże Heinekeny. Tuż po wejściu do pubu, pierwsze co do nas dochodzi to bardzo głośna muzyka, taka adresowana do niezbyt wybrednego słuchacza. Drugie, co rzuca się w oczy, a właściwie w podeszwy obuwia, to klejąca się od rozlanego piwa podłoga. Właściwie każdy centymetr kwadratowy posadzki klei się masakrycznie. Kolejka do baru dość długa, a obsługa uwija się jak w ukropie. Szklanki nalewane są jedna za drugą. Przyznam, że z niemałym podziwem przyglądałem się jak ekipa nalewa w niesamowicie szybkim tempie, jedno za drugim, piwa do szkła. Wow! 



Sam skorzystałem z opcji i zamieniłem żetony na piwo. Wypiłem dwa dość szybo i co ciekawe ze smakiem. Nie było się czym mocno zachwycać, jednakże samo piwo, jego aromat, smak, lekkość i rześkość, były na nieporównywalnie wyższym poziomie, niż w piwach marki Heineken spotykanych, które możemy zakupić u nas w sklepach, restauracjach, pubach i innych miejscach serwujących piwo. 



Ostatnim etapem podróży po Heineken Experience, jest wizyta w sklepie firmowym Heinekena. Można w nim kupić wszystko, od piwa, poprzez szkło do piwa, ubrania, breloki, otwieracze, torby podróżne, sprzęt do golfa, książki, filmy DVD, tace, aż po kalosze i inne bardziej i mniej potrzebne rzeczy. Jeśli komuś nie udało się wyprodukować butelki z własną etykietą podczas zwiedzania muzeum, może także taką butelkę zamówić w sklepie podając napis sprzedawcy za kasą. Na gotową butelczynę czeka się do pięciu minut i odbiera w specjalnym punkcie.








Podsumowując, wizyta w Heineken Experience, to ciekawe przeżycie, jakkolwiek bardziej jako piwowarska ciekawostka, jako miejsce, w którym historia jednej z najpotężniejszych piwnych marek, spotyka się z rozrywką i komercją. Jakkolwiek prawdziwych piwnych wrażeń tutaj nie spotkamy. Tych trzeba poszukać w innych częściach Amsterdamu, ale o tym podczas kolejnych wpisów. Niemniej jednak wizyty w Heineken Experience nie żałuję i wszystkim, którzy mają zamiar wybrać się do Holandii, polecam odwiedziny w tym miejscu. W końcu to kawał historii marki, którą zna każdy świat i której piwa, każdy z nas kiedyś w życiu skosztował. Proost!